Maciej Mulak ,,Opór i Poddanie – rozważania i refleksje” ku pamięci Macieja Kasperskiego

Maciej-Mulak-Vivid-Galler

Małe jest to co zwyciężamy, pomniejsza nawet powodzenia

M. Rilke

W niniejszym opracowaniu, dedykowanym pośmiertnej wystawie Macieja Kasperskiego „Opór i poddanie”, starałem się, jako przyjaciel, wiernie pośredniczyć w przekazaniu Czytelnikom Jego ostatnich idei, twórczych pomysłów i planów. Zawarte tu refleksje mają więc charakter osobistego poszukiwania. Wyrosły one na kanwie wspólnych rozmów o lekturach, filmach, podcastach o filozofii buddyjskiej, uważności, wolności i sztuce. Przed swoim nagłym odejściem Maciej intensywnie żył tym projektem przez dłuższy czas. Nie dane Mu było dokończyć go osobiście, ale na pewno pozostaje jego duchowym patronem. Wystawa jest „domknięciem” jego ostatnich, cierpliwych, artystycznych zmagań.

Początkowo zostałem poproszony przez Przyjaciela o próbę interdyscyplinarnej interpretacji zagadnienia „Oporu i poddania”, bardziej od strony nauk przyrodniczych, w szczególności fizyki, którą się zawodowo zajmuję. Miała to być próba interpretacji w duchu podejścia Trzeciej Kultury (Nowego Renesansu) Johna Brockmana, bratającego humanistów i przedstawicieli „branży ścisłej” w poszukiwaniu nowych sensów w opisie Rzeczywistości. Im intensywniej jednak zgłębialiśmy temat, tym okazywał się on coraz bardziej fundamentalny. Maciej już dawno temu, intuicyjnie, duszą artysty i syntetycznym myśleniem, wyczuł tą uniwersalność. Dlatego zapewne tak nalegał, aby go niestrudzenie kontynuować. Niespodziewane i szokujące odejście naszego Przyjaciela nadało temu przedsięwzięciu zupełnie nowy, bardziej otwarty wymiar. W miejsce materialnego, bardziej psychologiczny i – nazywając to wprost – duchowy.

Opór i poddanie szczególnie wyraźnie, wręcz zmysłowo, namacalnie, dochodzą do głosu w pracy ceramika. Palce rzeźbiarza ugniatają tkankę gliny, tworzywa, które poddaje się. Twórcze napięcie jest zatrzymane, „zamrożone” w materiale rzeźby. To subtelna gra, zapewne inna niż przy pracy w kamieniu. W glinie być może bardziej ujawnia się dialog materii i twórcy. Z tego konfliktu rodzi się w syntezie nowa jakość, dokonuje się transformacja, powstaje niepowtarzalna forma. Z oporu i poddania rodzi się równowaga, symetria, piękno i – Maćka ulubiony – „design”.

Jednak „Opór i poddanie” stanowiły dla Maćka coś znacznie głębszego i uniwersalnego: sam fundament, procesu twórczego, archetyp leżący u podstaw widzialnych postaci sztuki. Widział w ich zmaganiu esencję wszystkich bolesnych etapów powstawania dzieła artystycznego, czy to malarskiego, muzycznego, literackiego, czy oczywiście, ceramicznego. Rozszerzał to na pole nauk ścisłych, z którymi sympatyzował, na dokonania w fizyce, czy matematyce. „Opór i poddanie” rozumiane były przez Maćka, w pewnej analogii, jako działanie (pokonywanie przeszkód) i kontemplacja (stan pełnej akceptacji, pogodnego poddania). Błędem byłoby jednak patrzeć na nie dualnie, przeciwstawnie! Najważniejszym jest zapewne spójnik „i”. Owo powstanie czegoś nowego poprzez destrukcję starego. Ewangeliczne ziarno pszenicy, które musi obumrzeć, aby wydać plon, apoptoza, naturalna śmierć komórki, która daje miejsce nowemu życiu. Odpuszczenie, poddanie, nie stawianie oporu – to nie klęska. Dotyczy to też przemiany duchowej, metanoi, zmiany myślenia. Nikodem z przypowieści ewangelicznej usłyszał od Jezusa, że musi narodzić się powtórnie, a zatem wewnętrznie wpierw obumrzeć. W starciu oporu i odpuszczenia ma narodzić się nowy człowiek. Maciej, w swoich refleksjach, oprócz własnego, długoletniego doświadczenia ceramika, opierał się na literaturze fachowej, przyswojonej wiedzy psychologicznej, filozofii pierwszych chrześcijan (Opowieści Ojców i Matek Pustyni), książkach o duchowości buddyjskiej, w tym uważności (sati / Mindfulness), w końcu na osobistej praktyce Tai Chi i jogi. Zagadnienie „Oporu i poddania” fascynowało Przyjaciela też od strony neuronauki. Jego ostatnie prace dotyczą fenomenu świadomości. Podejrzewamy, że ostatnia seria rzeźb jest bezpośrednią kontynuacją i ostatecznym zwieńczeniem „Oporu i poddania”. Zbliża się w nich przez Sztukę do wielkiej tajemnicy Świadomości, do obszaru gdzie nauka wciąż wydaje się jeszcze błądzić.

W perspektywie psychologicznej temat oporu i poddania, walki i akceptacji uwypukla się w ludzkim życiu najczęściej w sytuacjach granicznych, o których pisał Karl Jaspers. Siła poddania, nie-stawiania oporu widoczna jest w postawie Jezusa, Buddy, ale też w osobach Mahatmy Ghandiego, Martina Lutera Kinga. Wznieśli się oni ponad dualność „reaktywności i poddania”, pojednali te bieguny, osiągając jakościowo nowy, niekiedy heroiczny, stan umysłu. Wspomnijmy tu Victora Frankla, który z perspektywy obozu zagłady stwierdził, że człowiek choć poddając się zawsze ma wybór ostatecznego sensu. Amerykański admirał Stockendale siedem lat niewoli wietnamskiej i tortur przetrwał dzięki lekturze pism stoików, którzy zgłębiali subtelne współgranie woli i poddania. Poddanie się nie jest kapitulacją. Jest nową, trzecią „drogą rzadziej przemierzaną”, jak ujął to G. Scott Peck. Ego, małe „ja” ustępuje wtedy miejsca dużemu „Ja”, Jaźni, która już nie dzieli i nie wartościuje, a scala. Ze współczuciem (tajemniczym uśmiechem Buddy) obejmuje ona całą Rzeczywistość w jej „takości”. To koniec dualnego widzenia świata. Opór (revenge), ustępuje poddaniu (mercy) i rodzi się miłość (love), synteza. Materia, humus, brata się z Duchem (o takiej ewolucji od materii do ducha pisał być może Teilhard de Chardin). Zagadnienie „śmierci ego”, szczególnie „ego artysty” nurtowało Maćka istotnie. Jak uważał, ego musi być wyjątkowo mocne (to konieczne dla procesu twórczego), ale ostatecznie powinno zostać poddane, opuszczone, twórca powinien zanurzyć się w ducha, przejść od małego „ja” do Jaźni.

Idź, usiądź w swojej celi, a ona cię wszystkiego nauczy”, hasło pierwszych chrześcijańskich mnichów z Pustyni Egiptu i Syrii, jest niczym buddyjski koan. Poniekąd skupia w sobie nasz paradoks, próbę myślenia właśnie niedualnego. Dziś, w naszym hiperaktywnym świecie brzmi jak „prowokacja w biały dzień”, rada wzbudzająca raczej uśmiech politowania. A jednak, najnowsze badania mózgu i terapie poznawczo-behawioralne (trzeciej fali), w tym terapia ACT (Acceptance and Commitment Therapy), potwierdzają niezbicie prawdziwość takich paradoksalnych intuicji i podejścia do problemów. „Mniej, czyli więcej”, „wolniej czyli dalej”. Ma to jednak sens tylko wtedy, gdy wyjdziemy poza nasze dualne, oceniające, racjonalne ego, kiedy opuścimy naszą codzienną krzątaninę (wynikającą często z poczucia pustki i lęku), gdy się wreszcie poddamy. Opór i jednoczesne poddanie, rozumiane niedualnie, mogą prowadzić do nowej jakości, wyjścia poza schematy, poza zamkniętą twierdzę małego „ja”. Psychiatria nie pozostawia złudzeń: warunkiem koniecznym autentycznego powrotu do zdrowia (choć może nie wystarczającym) jest pełna akceptacja i pojednanie (poddanie). Prowadzi to do integracji osoby na nowym, wyższym poziomie mentalnym. Studiowanie tych zagadnień i myślenie o coraz wyższych poziomach świadomości były Maćkowi bliskie. Świadczą o tym jego ostatnie lektury i niedokończony cykl rzeźb – splątane hierarchie świadomości, niczym warstwy ścięgien, napiętych w twórczym potencjale, w opozycji.

Wielu psychologów uważa, że kreatywność pojawia się jako „doświadczenie konfrontacji, spotkania” (Rollo May), czy „skrzyżowanie tego co dziecięce (opór) z tym co dojrzałe (pogodna akceptacja)” (Howard Gardner). Ten aktywny styk oporu i poddania, mający charakter erupcyjny. i sejsmiczny, prowadzący do aktu twórczego, to owoc długich zmagań pomiędzy ego i świadomością (Jaźnią). Archetypicznym obrazem jest tu klasyczne dzieło Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej, ukazujące poddanie ego człowieka (Artysty?) samemu Stwórcy, którego nie może jednak dotknąć. Temat ten bardzo Maćka frapował.

Poddanie to przyzwolenie na to aby pole możliwości rozszerzało się i zdołało zawrzeć w sobie nowe, nieoczekiwane, w tym wszystkie zaskakujące nas „Czarne Łabędzie”, które tak dramatycznie i długofalowo zmieniają nasze życie. To również zaproszenie do naszej codzienności, chaosu i niejednoznaczności. Tylko to, zdaniem znawców tematu, rodzi wolność i czyni twórczość możliwą. Na pewno nie skostniałe, zamknięte na Rzeczywistość dogmaty.

Znając stosunek Maćka do życia sądzę, że prowadzi nas pewnym tropem. Kluczem wpisanym organicznie w hasło „Opór i poddanie” jest paradoks i poczucie absurdu. Nie bez powodu Maćkowi tak bliski był angielski „czarny humor”, skecze Monty Pythona na granicy dobrego smaku, koany buddyjskie, pozornie niezrozumiałe apoftegmaty Starców Pustyni, poematy chińskich taoistów. Paradoks jako „prawda, która stanęła na głowie, żeby zwrócić na siebie uwagę”. Absurd, jako nieunikniona granica, po której można odkryć coś zupełnie nowego. Ikonicznym przykładem byli dla Maćka herosi, twórcy mechaniki kwantowej (nobliści: Bohr, Planck, Heisenberg, Schroedinger, Dirac), którzy zderzając się ze ścianą absurdu, paradoksu i niezrozumienia (np. w falowej naturze cząstek materialnych) zaakceptowali je, przyzwyczaili się do nich i dostrzegli w nich możliwość zupełnie nowego rozwoju. Zrobili to przez pełne desperacji zerwanie z kartezjańskim myśleniem dualnym, mierząc się z prawami natury niczym buddyjscy mnisi z nierozwiązywalnymi na pewnym poziomie mentalnym koanami. Swój sukces zawdzięczali zbrataniu przeciwieństw. Taoistyczny symbol Yin Jang stał się „naukowym herbem szlacheckim” Nielsa Bohra, przyznanym mu w dowód uznania za jego osiągnięcia. Koncepcje komplementarności były bliskie Wernerowi Heisenbergowi, co opisuje w swojej książce „Część i całość”. Noblista Gell-Mann przewidując istnienie kwarków studiował ośmiostopniową ścieżkę jogi. Louis de Broglie zaproponował falową naturę materii niczym poeta, przez analogię do własności światła, z przyczyn wręcz estetycznych, wynikających z symetrii Natury. Pokonanie granicy dualnego myślenia, zaniechanie przeciwstawiania oporu i poddania, prowadzi do syntezy, do jakościowego przeskoku, „błysku” (jak mówią psychologowie), zmiany paradygmatu w postrzeganiu otoczenia.

Przyzwolenie na poddanie, zaniechanie oporu prowadzić też może do psychologicznego doświadczenia „twórczego przepływu”. Wtedy samo narzędzie jakby nieświadomie kieruje ręką artysty. A prowadzić może do nieoczekiwanych rozwiązań. Jest to „zatracanie siebie”, swojego małego „ja” i połączenie się z dziełem, kontemplowanym obiektem, lub z Przyrodą. Donoszą o tym z pewnym niedowierzaniem performerzy jazzowi „zaskoczeni tym, co grają”. Podkreślają przy tym jak ważne jest wsłuchanie się w tworzywo (również ceramiczne, co potwierdzi z pewnością wielu twórców), zaniechanie kontrolowania wszystkiego w sposób świadomy. To zresztą byłyby próby daremne – aby motyl usiadł nam na ramieniu musimy cierpliwie czekać. Zapewne tylko tak, z pokorą „Początkującego”, adepta otwartego na wiele możliwości, a nie Eksperta mającego na myśli jedno schematyczne rozwiązanie, można odkryć coś nowego (Deitero Suzuki, Umysł Zen, Umysł Początkującego). Poddający się umysł „niewiedzy” („Obłok niewiedzy”, traktat mistyczny z XII w.) to źródło wszystkiego co nowe. Potwierdzają to też wielcy przyrodnicy, matematycy i fizycy – wizjonerzy, od Archimedesa, przez Galileusza, Keplera, Newtona, Leibniza, aż po Einsteina czy Mandelbrota, odkrywcy fraktali, którzy nie obawiali się spojrzeć na rzeczywistość fizyczną w zupełnie inny sposób.

Poddanie się, nie stawianie oporu u osób twórczych jest jednocześnie destrukcją ich świata konceptualnego, ale ich siła pozwala im przebrnąć przez ten stan i wejść w nowe. Towarzyszy temu etap przygotowań, który musi doprowadzić do stanu otwartości umysłu. W trakcie zmagań pojawia się świadomość, że istniejące pomysły, programy, konteksty są już niewystarczające. Pojawia się twórcze „nie wiem”. Znawcy tematu piszą, że często towarzyszy temu „palące pytanie”, trawiące twórcę bez ustanku. Pozwala ono na utrzymanie otwartego umysłu przez dłuższy czas, tak aby uzyskać wgląd, nagłe rozwiązanie problemu. A więc otwarty umysł i palące pytanie, poddanie i opór, stwarzają warunki prawdziwego postępu. Widać to w biografiach gigantów nauki czy literatury. Izaak Newton potrzebował 20 lat, by w końcu w twórczym zrywie opublikować stare wyniki w postaci wiekopomnych „Principiów”. Stało się to za namową E. Halleya i po akceptacji jego nalegań. Wielu wybitnych fizyków i matematyków zgłaszało problem „przejścia od pomysłu do formy” (tak bliskiego zapewne ceramikom!). Einstein mozolnie poszukiwał równań Ogólnej Teorii Względności, J. C. Maxwell kultowych równań pola elektromagnetycznego. Kiedy fizycy Niels Bohr, Louis de Broglie czy Werner Heisenberg wyprowadzali pierwsze szokujące zależności świata kwantów, wydawały się one zupełne absurdalne – przez to jednak, jak stwierdzali, gwarantowały one prawdziwy postęp! O podobnych zmaganiach twórczego oporu i poddania pisali herosi sztuki i kultury, T. S. Eliot, Rabindranath Tagore, Yehudi Menuhin czy Darwin. Wszyscy bez wyjątku na dłuższy czas zaniechali swojej cennej twórczości, „poddali się oporowi”, tylko po to aby, po latach powrócić z najbardziej płodnymi i oryginalnymi ideami. Jak stwierdzali, okres pozornego zawieszenia, „bezczynności”, „biernej kontemplacji”, czas relaksu, był bardzo potrzebny, może kluczowy, aby zainkubować „jajo wglądu” w procesie nieświadomego przetwarzania nowego pomysłu, niewyuczonego bodźca, sprzeczności, czy wieloznaczności.

Myślę, że praca ceramika, uważne formowanie gliny, wsłuchanie się z szacunkiem w jej wewnętrzną tkankę, dynamikę, podążanie za nią, naprzemienny opór i poddanie, to esencja pracy Maćka. Przypomina to „pisanie ikon” w tradycji Prawosławia, które się bardziej odkrywa niż tworzy. Za T. S. Eliotem: „Aby dotrzeć do miejsca w którym nie wiesz co dalej, musisz podążać drogą ignorancji”. Ważna jest jednak droga, nie cel. Cierpliwie przemierzanie drogi było dla Maćka charakterystyczne. Plan, dokładność, dbałość o szczegół, wytrwałość w etapach tworzenia ceramiki, wypalania, ponoszenia porażek i podnoszenia się z nich. Jedną z ulubionych książek Przyjaciela była Droga Czuang Tzu w interpretacji Thomasa Mertona. To hołd złożony przez chrześcijańskiego mnicha chińskiemu taoiście z trzeciego wieku przed Chrystusem. Maćkowi bardzo odpowiadała spontaniczna, nienapuszona mądrość Chuang Tzu, odnalazł w niej głębię i klimat własnej duchowości, odkrywając, że życie zgodne z Tao i życie poddane woli Bożej mają podobny rytm i smak.

Opór i poddanie to zatem pojednanie przeciwieństw, zbratanie dwóch biegunów. Oddaje to stan, kiedy „naiwny”, otwarty i chłonny umysł Początkującego jest gotowy na przyjęcie nowego, nieoczekiwanego, czegoś co nie daje się wcześniej nawet wyobrazić. W znanej arabskiej przypowieści Mułła Nasruddin gorączkowo szukał kluczy w świetle latarni, tylko dlatego, że było tam jasno. I my podobnie unikamy rozwiązań problemów wymagających znalezienia nowego kontekstu lub wydobycia nowego znaczenia z transcendentalnego obszaru możliwości. Tam już bezpieczne światło latarni nie pomoże, klucz znajduje się w domu, skryty w ciemnościach tego co nieświadome. Jak tam dotrzeć? Przez odprężenie, nie-działanie, kontemplację i poddanie się.

Jak pisze franciszkanin Richard Rohr, którego z Maćkiem ceniliśmy za otwartość i „buddyjskość”, przeciwieństwem racjonalnego nie zawsze jest irracjonalne. Rozważanie tylko dwóch opcji to przekleństwo Kartezjusza. Istnieje trzecia opcja – to rozwiązanie trans-racjonalne, coś, co przekracza możliwości umysłu racjonalnego. Do sfery doświadczeń trans-racjonalnych należą śmierć, cierpienie czy nieskończoność. Zbliżają się do niej tylko mity i dojrzałe formy wiary. To, co trans-racjonalne, intuicyjne jest zdolne przenieść nas do otwartego systemu i obszaru o horyzoncie znacznie szerszym niż racjonalistyczny. Wtedy umysł przestaje być więźniem małej i ograniczonej przestrzeni. Z kolei umysł wyłącznie racjonalny jest zawsze dualistyczny, nie potrafi przetworzyć miłości i cierpienia, albo im zaprzecza albo kogoś za nie obwinia. Przykładem zachowania trans-racjonalnego może być postawa Roberta Beniniego w ulubionym filmie Maćka Życie jest piękne, w którym bohater chroni psychicznie swojego małego syna przed okrucieństwem obozu zagłady, symulując „udział w zabawie”. Jak pamiętam, Maciej wspominał też „angielski dystans” i dowcip Thomasa Morusa, który idąc na ścięcie owinął szyję szalem. Na pytanie kata po co, odrzekł, że „twoim zadaniem jest mnie zabić, ale moim dbać o zdrowie”. W drodze na szafot dał jeszcze dalszy popis brytyjskiego humoru prosząc kata, by pomógł mu wejść na stopnie, „bo zejdzie już sam”, a w końcu podwinął bujną brodę, by uchronić ją przed ścięciem („ona przecież nie obraziła króla”).

W każdym prawdziwe twórczym procesie, w sztuce czy w nauce, znajdziemy zderzenie, bolesną konfrontację wysiłku i poddania, pracy i konieczności relaksacji, agonię zmagań i odkrywcze „aha”. W jedności przeciwieństw rodzi się nowe. Opór i poddanie to teza i antyteza tego świata, prowadzi do nowego, do syntezy. W analogii, równowaga w działaniu i byciu to esencja mindfulness, które właśnie w byciu chroni nas przed nadmierną reaktywnością. Tego Maciej szukał w Tai Chi, jodze i medytacji. Poddanie się „nurtowi wydarzeń”, życia, to jeden z przystanków w Drodze do Wolności poematu Dietricha Boenhoffera, którego Maciej bardzo cenił. Protestancki teolog apelował z celi śmierci: „porzuć strach i wahanie, wejdź w nurt wydarzeń, a wolność pełna radości wyjdzie Ci naprzeciw, aby spotkać twego ducha”. Pamiętam też, że Maciej przywoływał tu przykład charakterystycznego, skromnego ubioru ekspresjonistów z początku 20-stulecia (czarny garnitur i krawat), który kontrastował z ich szalonym stylem życia i jeszcze bardziej szaloną twórczością. Poddawali się oni sile twórczych, nieokiełznanych idei, ale tylko w pewnych rygorystycznych, definiujących je ramach. Opór i poddanie odbija się wreszcie w bliskim Maćkowi skupianiu się na jednym detalu, staranności i perfekcji w szczególe (jak w ulubionej Macieja Księdze herbaty Kakuzo Okakury), a z drugiej strony w odważnie zakrojonych projektach, z pełnym, niekiedy niekontrolowanym poddaniem się inspiracji. Nasz Przyjaciel traktował małe rzeczy śmiertelnie poważnie, a wielkie z lekkością ducha. Tak jak japońscy samurajowie żyjący według kodeksu Bushido. Ceramika Maćka pięknie oddaje te aspekty. Postrzegamy odejście Macieja jako Ostateczne Pęknięcie w naszej wspólnej codzienności, które może być jednak sklejone przez naszą przyjaźń, jak w wielowiekowej japońskiej tradycji naprawy uszkodzonej ceramiki przy użyciu złota, zwanej kintsugi, którą Maciej się pasjonował.

Autor tekstu dziękuje Agnieszce, żonie Maćka, za wsparcie w pracy nad niniejszym opracowaniem oraz Jackowi Dziubińskiemu, Przyjacielowi i artyście za merytoryczne uwagi i inspirujące dyskusje.